• Pinterest
  • Facebook
  • Instagram

O MNIE

I CO DALEJ Z BLOGIEM WYMARZONYDOMANI.BLOGSPOT.COM?


KRÓTKO O MNIE

Hej! Jestem Anna Pryć-Futkowska i przez kilka ostatnich lat "Wymarzony Dom Ani" był moim wyjątkowym miejscem. Ale tak jak zmieniam się ja, tak zmienia się te tenż blog.

Po mojej fascynacji wnętrzami i DIY pozostała miłość do estetyki, stonowanych kolorów. Praca z drewnem nauczyła mnie szacunku do natury i pracy ludzkich rąk.

Rok temu zaczęłam nowy rozdział mojej artystycznej działalności - i właśnie tę część mojego świata znajdziecie niebawem na NOWYM BLOGU

CAŁA JA

Anna Pryć-Futkowska

CO DALEJ Z BLOGIEM?

Od października 2019 blog będzie funkcjonował pod nowym adresem www.bardzoosobiste.pl.

Od roku zajmuję się malowaniem. Ołówek, akwarele, cienkopis - to teraz moje narzędzia i pracy i narzędzia do wyrażania moich emocji. Kobiecych emocji, które bardzo mnie fascynują. Dużo moich prac i przemyśleń na temat malowania i kobiecości znajdziecie na nowym blogu. A także artykuły o kreatywności, pracy freelancera, samooakceptacji i kobiecym ciele... i dużo, bardzo dużo moich ilustracji.
Już dziś zapisz się na newsletter i nie przegap startu nowego bloga! Czekam tam na Ciebie

BLOG - POSTY ARCHIWALNE

NA NAJNOWSZE POSTY BLOGOWE ZAPRASZAM OD PAŹDZIERNIKA 2019 NA WWW.BARDZOOSOBISTE.PL


24 lipca 2012

Lawendy czar...

Lawendy czar...


I zapach - obłędny, jest jak narkotyk dla mnie i mam problemy z jego odstawieniem...dwa lata temu były dwa krzaczki w ogrodzie, rok temu lawendowy łan, dziś dwa lawendowe łany i lada dzień posadzę kolejny - tuż przy tarasie...


Uwielbiam lawendę za jej kolor, zapach, za bzyczenie miododajnych wokół niej...uwielbiam rano przejść koło niej trącając ręką i poczuć jak kręci się w nozdrzach jej woń...tego nie da się opisać - trzeba poczuć!


W tym roku mocne postanowienie wykorzystania każdej gałązki - pierwsze lawendowe bukieciki i saszetki - wg projektu Anetki z Drewnianej Szpulki - pojawiły się w domu...





I juz zdążyły pójść w świat - choć niedaleki - bo sąsiedzki:) tak niewiele wystarczy, żeby wydobyć z lawendy jej magię...kawałek nieokorowanego drewna, lawendowy bukiet i saszetki...do tego troche jutowego sznurka...i uśmiech na twarzy obdarowanej - bezcenne)...





Przypominam o CANDY:)

21 lipca 2012

Pracownia

Pracownia

Kto uważnie czyta moje kolejne posty ten wie, że już od kilku miesięcy rodzi się moja pracownia...powolutku, własnym sumptem - postawiłam to sobie za punkt honoru:)
Zmieniają się koncepcje, przybywają nowe drobiazgi, półki, koszyki, obrazy, spontanicznie uszyty klosz lampy...


Wszystko po to, bym miała swój kąt, gdzie znajdą miejsce nitki, tasiemki, materiały, maszyny, książki i wszystkie NIEZBĘDNE i NAJPORZEBNIEJSZE przydasie:) a jest ich na prawdę wiele...





Ale też i dla męża pasji znajdzie się miejsce, szykuję mu i jego "zabawkom" troszkę miejsca (och, wiem Kochanie, że to troszkę to mało, ale więcej niż nic:) )...może powrócą chęci na dświeżenie dawnych zainteresowań.


Nie mogę pochwalić się jeszcze całością...wciąż wiele rzeczy czeka na ukończenie, sciany na pomalowanie, kolejne półki na przykręcenie...jeszcze kilka gwoździ zostanie wbitych, wiele ruchów pędzlem wykonanych...ale już JEST, jest zarys, szkielet, pozostaje go wzmocnić i dodać mu trochę ciała:) Cieszy mnie każdy mały drobiazg i duży mebel, który udaje się skończyć...





Trwają gorączkowe poszukiwania stołka, taboretu, krzesła...sama nie wiem...chcę GO zobaczyć i wiedzieć, że to TEN...choc po ujrzeniu TOLIX'a zaden nie będzie już TAK fajny:)



Pora ze świata marzeń udać się do rzeczywistości i zakasać rękawy:)

Miłego dnia Kochani!

I pamiętajcie o CANDY!!!


18 lipca 2012

Candy rocznicowe

Candy rocznicowe

Dziś krótko i na temat...
z początkiem lipca minęły dwa latka odkąd postanowiłam włączyć się do blogowego świata.

Wiele się przez te 24 miesiące wydarzyło, wiele się nauczyłam, poznałam mnóstwo wspaniałych ludzi...to jedna z najpiękniejszych przygód mojego życia i mam nadzieję, że będzie trwać jeszcze kolejne lata:)



Ponieważ to WY jesteście najważniejsi, dla WAS i dzięki WAM piszę, mobilizujecie mnie do działania, tworzenia, podsuwacie tony inspiracji, pomysłów, pocieszacie kiedy gorsze chwile, gratulujecie sukcesów...

Dla Was skromny podarunek w podzięce...moje
CANDY ROCZNICOWE


A w nim porcelanowy zielony duży kubek z napisem Mocca Chocca, różana pikowana podkładka pod garnek i cztery szydełkowe podkładki pod kubki z naturalnej bawełnianej grubej nici, obrębione błękitną bawełną...

Jeśli znajdzie się ktoś chętny - zasady bez zmian. Zostawcie komentarz pod postem i zamieśćcie na swoim blogu podlinkowane zdjęcie. Czytelnicy-nieblogerzy też mają swoją szansę, zostawcie w komentarzu adres e-mail i napiszcie swoje imię:)



Wkrótce ruszy produkcja podkładek, będą chętni??:)


ZAPRASZAM DO ZABAWY!!:)

11 lipca 2012

Debiutuję...

Debiutuję...

Po raz pierwszy powstało w mojej skromnej "pracowni" COŚ na specjalne zamówienie. Konkretne wymiary, styl, kolory...



Wiecie, to wcale nie jest łatwe:) Bynajmniej dla mnie, natrudziłam się przy tym pierwszym zamówieniu nie tyle szyjąc, co wymyślając, zastanwiając się nad krojem, wykończeniem, kolorami i materiałami...
I ten stres, że nie moze być przecież na pół gwizdka. Tu już nie ma miejsca na krzywy ścieg, wystającą nitkę ... a jednak to HandMade...



Pewna bardzo miła osóbka o imieniu Aga poprosiła mnie o trzy okładki na zeszyty - dwie w formacie B5, jedną tradycyjną A5 z przeznaczeniem na przepiśnik.
Różane okładki są z podszewką, baza przepiśnika to gruby ciemnoszary techniczny filc....








Przyznam się, że z duszą na ramieniu nadawałam paczkę, a potem jak na szpilkach oczekiwałam na reakcję Agi.

Ufff...podobają się...kamień z serca:)





Zostawiam okładki Waszej ocenie Kochani...to kolejna próba...






Tak, wiem, obiecałam słodkie rozdawnictwo w kolejnym poście...juz prawie prawie jest...trwają ostatnie prace:)





Przy okazji powstała z potrzeby chwili podusia dla mojej Księżniczki - na przedszkolną drzemkę. Nareszcie koniec z przypadkowymi poszewkami...



Pozdrawiam Was slonecznie, choć za oknem deszcz

Wasza Ana

10 lipca 2012

Lato...

Lato...

Czy na prawdę już jest lato?



W tym roku lato przyszło do nas z ociąganiem, weszło tylną furtką i nie chce się wygodnie rozgościć...Fale upałów nie przetaczają się przez naszą część kraju, choć zdarzają się dni, kiedy ciężko jest odpocząć na dworzu...duszno...tak mogłabym okreslić te chwile...nieznośnie duszno, powietrze jest ciężkie i lepkie...żar tropików...

Zaczynam przyzwyczajać się do nocnych burz, porannego chłodnego wiatru, nagłych zmian temperatury. do tego, że jednej nocy śpię przy otwarych oknach, drugiej zakrywam się kołdrą po czubek nosa....

O lecie przypominają mi owoce...truskawkowy sezon dobiega końca, przyszedł czas na jagody, borówki, maliny...



W taki dzien jak dziś, kiedy słońce spi w puchowej kołderce z chmur rozsiadam się z synkiem na kocu na trawie i sączymy przez słomkę owocowy koktajl...


Ku czarnej rozpaczy matki - syn mój ukochany - w przeciwieństwie do starszej siostry - owoców i warzyw boi się jak ognia...i na nic tlumaczenia, prośby, eksperymenty w kuchni...

Ale czy znalazłby się ktoś, kto odmówiłby spróbowania bajecznie różowej pianki, w dodatku przez ulubioną słomkę??:)



Tak więc rozsiadamy się na kocu z mlecznymi napojami w dłoni (czy wspomnialam, że część zaczarowanego napoju ląduje mi z gracją na kolanach?), sączymy je powoli (nie bacząc na to, że Antoni postanawia skosztować napoju organoleptycznie smarując nim przy okazji kocyk)...

Lato, moi drodzy, lato:)



Dziś post z ważnymi PS-ami!

Najwazniejsze są PRZEPROSINY!

Z tego miejca najmocniej przepraszam Pana Janusza Grzywacza za to, że w poście o Kawowym Młynku podpisałam utwór, ktorego jest autorem i wykonawcą, jako utwór grupy Happysad.

Panie Januszu, jeszcze raz przepraszam. Moje niedopatrzenie. Moja niewiedza. Toć żyłam w błędnym przekonaniu przez ładnych kilka lat....

Ps.2
Przegapiłam w ferworze prac domowo-ogrodowych drugą rocznicę istnienia mojego bloga. W kolejnym poście wakacyjne CANDY z tejże okazji:)

Pozdrawiam Was słonecznie

Ana

6 lipca 2012

Brzydal...

Brzydal...

Był sobie raz mały, brzydki stołek - kwietnik, który - zdawać by się mogło właśnie kończył swój żywot pod blokowiskowym śmietnikiem...Podobno bez potencjału, odrapany, ze starym blatem z dykty...no paskudztwo prawdziwe, które lata swietności - o ile takowe miało - miało już dawno za sobą....




Sekundę tylko, biegnąc do przedszkola z dziecmi w mroźny zimowy poranek, zawiesiłam oko na delikatnie wygiętych nóżkach, tylko chwilkę:)




Wystarczyło.
Wystarczyło na tyle, żeby wrócić po brzydactwo i zapakować do bagażnika chowając się przed zdumionym wzrokiem mieszkańców - na szczęście nie mojego - osiedla:)
Powiedzcie - kto o zdrowych zmysłach potrzebuje JEGO??



Brzydal miał pozostać kwietnikiem, mial być wybielony i wyszczotkowany, później mial być biały...
Ostatecznie przywdział kremowo-brązowe szaty i zamiast stać w kącie przedpokoju rozgościł się w salonowym kąciku...czy nie wyglada jakby stał tam od zawsze??:)




Wiem Kochani, mało mnie ostatnio w blogowym świecie...wakacje, lato, sezon ogrodowy...czyli kopanie, sadzenie, podlewanie, pielenie, szalona jazda przeładowaną taczką, wytyczanie nowych rabat, wożenie kamyka...do tego malowanie, szlifowanie, składanie nowych zdobyczy starociowych i nie tylko...



Czasu jak na lekarstwo, rewolucje na tarasie rozpoczęte, co skutkuje koniecznością latania na mopie każdego dnia...codzienność po prostu.



Głowa pełna pomysłów, kilka projektów rozpoczętych, kilka dawno skończonych czeka na swój blogowy debiut...

cierpliwości sobie i Wam życzę.
Buziaki:*

PS. Pod pędzel trafił też stary czarno-zielony świecznik, który lat pięć stał w korytarzu na piętrze, poza zasięgiem wzroku:P

NEWSLETTER

Zapisz się na newsletter i bądź na bieżąco