Lawendy czar...
I zapach - obłędny, jest jak narkotyk dla mnie i mam problemy z jego odstawieniem...dwa lata temu były dwa krzaczki w ogrodzie, rok temu lawendowy łan, dziś dwa lawendowe łany i lada dzień posadzę kolejny - tuż przy tarasie...
Uwielbiam lawendę za jej kolor, zapach, za bzyczenie miododajnych wokół niej...uwielbiam rano przejść koło niej trącając ręką i poczuć jak kręci się w nozdrzach jej woń...tego nie da się opisać - trzeba poczuć!
W tym roku mocne postanowienie wykorzystania każdej gałązki - pierwsze lawendowe bukieciki i saszetki - wg projektu Anetki z Drewnianej Szpulki - pojawiły się w domu...
I juz zdążyły pójść w świat - choć niedaleki - bo sąsiedzki:) tak niewiele wystarczy, żeby wydobyć z lawendy jej magię...kawałek nieokorowanego drewna, lawendowy bukiet i saszetki...do tego troche jutowego sznurka...i uśmiech na twarzy obdarowanej - bezcenne)...
Przypominam o CANDY:)